Weekend jest dla mnie czasem, w którym nie gotuję a na obiad wychodzę w poszukiwaniu nowych smaków, chcę wtedy zjeść dobrze i się zrelaksować po całym tygodniu. Jest to serio dla mnie bardzo ważne bo czekam na te smaczne, spokojne chwile cały tydzień :)
W piątek nie było czasu na wychodzenie, o Panu Ziemniaku pisałam tu :
http://celebruj.blogspot.com/2012/10/pan-ziemniak.html i mimo, że od tamtego czasu ziemniaki zrobiły się dużo dużo mniejsze dalej od czasu do czasu je zamawiam. Zamówiłam w piątek, smakowały dziwnie, niestety postanowiłam je rozbroić dopiero pod koniec jedzenia i znalazłam pleśń czy czarne niewiadomoco ziemniaki były stare i może to jednorazowa wpadka Pana Ziemniaka, ale na tyle mnie zniechęciła, że nie wiem czy jeszcze kiedyś tam je zamówię. Także piątkowy obiad straszne rozczarowanie :/
Przyszedł czas na sobotni obiad. Myślę sobie nie ma innej opcji będzie super. Jedziemy do Bydło i Powidło na burgery, świeża miejscówka z dobrymi opiniami. W tygodniu jem tez więcej warzyw niż mięsa więc perspektywa sobotniego wielkiego, mięsnego burgera spowodowała, że myślałam o nim już od rana. Podjechaliśmy na ul.Kolejową, na samym początku nowego osiedla 19 Dzielnica, fajne, nowoczesne miejsce z fajnymi różowymi leżakami. Myślę sobie jest super.
Wchodzimy do środka, wystrój bardzo fajny znajdujemy ostatni wolny stolik i siadamy. Siedzimy siedzimy siedzimy i nic. Mija 10 minut zanim łapiąca się co chwila za głowę kelnerka przynosi nam menu, jak przynosi nam menu jest już cała zapłakana a ja jestem w szoku bo pierwszy raz widzę coś takiego. Także dalej chodzi, płacze i łapię się za głowę co wygląda bardzo niepokojąco. Parka obok nas zamawiała wcześniej burgery i 2 lemoniady mija ok 20 minut lemoniad brak, ogólnie ludzi sporo żadna nic nie je. Czekamy czekamy czekamy żeby złożyć zamówienie i nic. Moja cierpliwość dobiega granic i pierwszy raz w życiu wychodzę z knajpy ze względu na fatalną, zupełnie nieogarniętą obsługę. Bałabym się, że nawet jak już w końcu Pani Zapłakana przyjęłaby od nas zamówienie albo byśmy dostali coś innego, albo w ogóle się nie doczekali. Porażka na maksa szczególnie, że byłam już strasznie głodna i miałam straszną ochotę na burgera. Miejsce nie działa od 3 dni tylko od miesiąca więc w ogóle jestem w podwójnym szoku. Kiedyś wrócę spróbować burgera, mam nadzieje, że już będzie lepiej.
Postanawiamy podjechać obok na Towarową do Objektu Kulinarnego - podobno dobrze tam gotują. Ceny trochę wysokie ciężko znaleźć danie poniżej 30 zł. Na szybie przed jest wypisane menu szparagowe między innymi świeże szparagi z polędwicą z tuńczyka i szalotką - 32 zł - zamawiam do tego burger z frytkami za 30 zł. Na początek dostajemy dosyć oryginalne czekadełko - świeżą bagietkę z oliwą na talerzyku do maczania, choć trochę boję się, że najem się bułką jestem już tak głodna że zjadam wszystko trochę się zapychając.
|
szparagi z tuńczykiem |
|
burger z frytkami
|
Zacznę od szparagów, danie poprawne, ale tuńczyk strasznie słony do tego słone same w sobie suszone pomidory więc za słono i za ciężko jak na obiad, ale sama kompozycja poprawna i ciekawa zamierzam dziś zrobić na obiad wersję trochę zmodyfikowaną i mniej słoną. Burger też poprawny, ale bez pomidora, bez ogórka ogólnie za mało zielonego i można szybko się zapchać. Nie jest to obiad moich marzeń, ale ogólnie ok. No i na koniec dostajemy rachunek, wszystko ok ale cena na rachunku za moje szparagi to 35 zł a na oknie na wypisanym menu wyraźnie 32. Pytam się kelnerki o co chodzi. Dostaję odpowiedź, że wie, że jej koleżanka WCZORAJ wypisała zaniżone ceny na oknie a w systemie mają inaczej. I tyle, żadnego przepraszam ani nic jakby to było normalne, że zamawiasz danie za 32 zł a dostajesz na rachunku za 35 zł. Wiem, że to jest tylko 3 zł różnicy, ale chodzi mi o sam fakt, za 35 zł zamówiłabym pewnie inne danie, ale przede wszystkim czuje się oszukana i po prostu zrobiona w balona. I nie rozumiem, czemu złe ceny wiszą od wczoraj, wszyscy o nich wiedzą a nikt ich nie zmienił,i dlaczego jeśli to błąd restauracji nie dostaje na rachunku jednak tych 32 zł. Jakieś totalne nieporozumienie i wychodzę bardzo, ale to bardzo zła.
Weekendowy koszmar zakończył wspaniały niedzielny obiad w A nóż na warszawskim Mokotowie, ale o nim wkrótce :)
Alicja Jurkowska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz